
Określenia, że coś „capi” albo, że ktoś idzie w „kimę” zachowały się po dzień dzisiejszy i są używane w tzw. powszechnej mowie nie tylko nad Wisłą w Warszawie. Ale stwierdzenia ( używane nadal m.in. w Rembertowie), ktoś mnie „zemścił”, „szamać” albo „ubikator” mogą powodować domysły u mieszkańców Wielkopolski czy Śląska. Są to nieliczne już pozostałości dawnej gwary warszawskiej, której początki historycy datują na XVIII wiek. Wtedy mazowiecka odmiana polszczyzny uległa w Warszawie różnym przeobrażeniom, stając się mieszaniną języka używanego przez mieszczan, elity urzędnicze na dworze (Francuzów, Niemców),ludzi parających się różnymi profesjami (kupcy, szynkarze) a później języka hebrajskiego, rosyjskiego. Do tego galimatiasu należy dodać zwroty używane przez półświatek, dorożkarzy i policmajstrów. W ten sposób na przełomie XIX/XX wieku ukształtował się tzw. język warszawski. W tej mowie jest bardzo dużo cech typowych dla Mazowsza. Miesza się często „ke” i „ge” z „kie” i „gie”. Na przykład rękę =”rękie” lub mogę =”mogie”. Taką mowę w chwili obecnej raczej ciężko usłyszeć. Być może stała by się przyczyną drwin i kpin ze strony mieszkańców stolicy, którzy w ogromnej większości wiedzą tyle co nic o gwarze syreniego grodu No, chyba że czytali Tyrmanda ,Wiecha, Grzesiuka albo Salińskiego.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie