Reklama

Schody w Wydziale Propagandy prowadziły w dół.

30/11/2016 18:29

Dwadzieścia osiem lat temu, Polska była krajem, którego kształt i charakter jest niewyobrażalny dla osób urodzonych po 1989 roku. Pomijając podstawowy „problem” braku suwerenności i demokracji, należy także przypomnieć o ubóstwie, szarości i braku szans na jakiekolwiek perspektywy. Nadal obowiązywały kartki na mięso. Kawa i sowieckie wino gazowane oznaczały swego rodzaju luksus, przysługujący obywatelowi od święta. Wiosenne i sierpniowe strajki zorganizowane przez nielegalną "Solidarność" nie dawały złudzeń. Co rozumniejsi analitycy z PZPR zdawali sobie sprawę, że kolejna fala buntu może być nie do opanowania. W związku z tym, pomysł publicznej debaty Alfreda Miodowicza, członka politbiura i jednocześnie przewodniczącego marionetkowych związków zawodowych z liderem opozycji Lechem Wałęsą został zaakceptowany po długich dyskusjach przez Wydział Propagandy KC PZPR. Zabieg ten ukuty przez komunistów miał skompromitować nie wykształconego elektryka, którego demagogii miał przeciwstawić się partyjny reformator. Dokładnie dwadzieścia osiem lat temu na ekranach telewizorów o godzinie 20 rozpoczęła się niezwykła debata, która zdaniem wielu historyków uruchomiła efekt domina. ."Ten system stalinowski jest nie do utrzymania..."- oświadczył publicznie Wałęsa. Słowa wypowiedziane przez przywódcę "Solidarności" zapowiadały koniec PRL-u i całej epoki.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do